Każdy rodzic cieszy się najbardziej, gdy jego dziecko ma dobry humor i gdy możemy dać mu trochę szczęścia. Tak naprawdę dawanie prezentów i czynienie komuś dobra, sprawia ludziom o dobrym sercu najwięcej przyjemności. Wraz z rodziną mieszkamy w pięknej wsi położonej w Beskidach. Jak wiadomo spędzanie życia w takich małych miejscowościach ma swoje urok i oczywiście minusy. Do zdecydowanych plusów należy świeże, górskie powietrze, spokój i dużo miejsca do zabawy, oraz wpadania na różne ciekawe pomysły. Jednym z nich pomimo lekkiego oporu ze strony mojej dziewczyny, był domek dla dzieci drewniany, który chciałem wybudować rodem z wielu filmów na drzewie. Plan był w mojej głowie i wydawał mi się prosty. Czas mnie bardzo nie gonił, gdyż cały pomysł zrodził się we mnie w marcu, a planowałem, by skończy ten projekt w okolicach maja, gdy wiosna zawita do nas już w pełni, a dzieciaki będą mogły pochłonąć się w zabawie z nowym na działce przyjacielem, jakim miał być mój autorski domek. Miałem w sobie lekki strach, czy na pewno nie porywam się z motyką na słońce, ale gdy zebrałem wszystkie materiały, a kolega z sąsiedztwa powiedział, że skoro nasze dzieci bawią się i tak zawsze razem, to on pomoże mi w budowie, to wiedziałem już wtedy, że wszystko pójdzie sprawnie i we dwójkę będzie nam dużo łatwiej. Za pracę przy budowie domku zabraliśmy się od razu po pracy. Zaczęliśmy w sobotę rano i kolejne cztery soboty poświęcaliśmy tylko temu zajęciu, gdyż od poniedziałku do piątku byliśmy mocno pochłonięci pracą. Praca przy zbijaniu domku zbliżyła nas bardziej do siebie i doszliśmy do wniosku, że przez natłok pracy nasza znajomość trochę ucierpiała i podupadła. Obydwoje zaczęliśmy się śmiać, gdyż dzięki mojej inicjatywie udało nam się po kilku latach odbudować w większym stopniu naszą udaną kiedyś znajomość. Domek budowaliśmy 4 pełne soboty, zaczynając o 8 rano, a kończą po 19:00. Gdy stał już w pełni i konstrukcja była gotowa, mogliśmy poświęcić ostatnią, piątą z rzędu sobotę na jego wystrój i ogólny malunek. Postanowiliśmy, że im więcej farb w różnych kolorach kupimy, tylko dzieci będą bardziej zadowolone. Na ostatni etap przygotowań wysłaliśmy dzieci do sąsiedniej wsi, gdzie mieliśmy wspólnego znajomego, który sam ma całą brygadę maluchów i stwierdził, że zajmie się nimi, tak byśmy mogli w spokoju przygotować i pomalować chatkę, w której nasze szkraby będą się bawić, gdy farba przeschnie i wszystko zacznie być gotowe do użytku. Maluchy zostały wysłane do znajomego w celu niespodzianki i braku podglądania naszej pracy. Skończyliśmy domek później, niż planowaliśmy i ostatni jego etap to godzina 21, a pracę urozmaicały nam lampy w moim ogrodzie, gdyż słońca nie było już od dawna. Dzieci sobotnią noc spędziły wraz z naszymi żonami i rodziną znajomego u niego na działce, a my pojechaliśmy po nich w niedzielę. Miny naszych pociech były nagrodą za całą pracę, którą włożyliśmy w ten projekt. Ich radość była niesamowita, a oni w kilka minut przenieśli najlepsze zabawki do domku i zaczęli z niego korzystać.